Krótkie teksty
KRÓTKIE TEKSTY
Do materiałów wręczanych uczestnikom Kolokwium Jacques Lacan 2001 został dołączony okazjonalny skrypt zawierający szereg tekstów prezentujących głosy psychoanalityków – przedstawicieli Szkół wchodzących w skład AMP oraz polskich intelektualistów żywo zainteresowanych tematem organizowanego w Warszawie Kolokwium.
Poniżej prezentujemy kilka wybranych tekstów.
Alexandre Stevens
Prezydent Europejskiej Szkoły Psychoanalizy-Rozwój
KULTURA JEST TYM, CO SIĘ Z NIĄ ROBI
Psychoanaliza od śmierci Jacquesa Lacana ma mniejszy kontakt ze współczesną kulturą. To jest fakt. Ona jest w niej zarazem wszędzie i zawsze obecna, ponieważ kultura jej dużo zawdzięcza, a jednocześnie jest banalizowana i nie jest już niezachwianym odniesieniem intelektualnym. To jest porażką jej sukcesu jak to powiedział Jacques-Alain Miller.
Lacan miał zawsze związek prywatny z kulturą swojego czasu. Ten związek był często wyszydzany jako intelektualizm. A tymczasem on nie tylko odcisnął swoje piętno w tej kulturze, ale także nieustannie, w dobry sposób czerpał z niej odniesienia. Jego odniesienia do filozofii, etyki, lingwistyki, antropologii, nauki są różnorodne, w tym także do literatury i poezji.
Sposób, w jaki on pobierał, używał tych odnośników był zawsze taki sam: nie w duchu pokazywania swojej kultury, ale za każdym razem proponowania nowego odczytania i wyciągnięcia z niej nowej wiedzy dla psychoanalizy, wiedzy konstytuującej. Nigdy nie stosował psychoanalizy do kultury – w potocznym sensie terminu „stosowany” – ale jedynie do kliniki. Nauki wyrafinowane [affines] i kultura były widziane przez niego tylko przez to, co mogą wnieść do psychoanalizy. Jest to zatem pozycja wielkiej skromności.
Od czasu śmierci Lacana ten ruch zamilkł. Świat kultury nie interesuje się więcej psychoanalizą. A świat psychoanalityczny zwłaszcza w Ecole de la Cause Freudienne jest zamknięty sam dla siebie.
Ale nowy ruch właśnie się narodził. Listy Jacques-Alaina Millera do Oświeconej opinii proponują to otwarcie i odnawiają nasz związek – nowy ze współczesną kulturą. Trzeba je czytać i być może tłumaczyć na polski, ponieważ one wprowadzają nowy związek dyskursu analitycznego do świata współczesnego.
Warszawskie Kolokwium Jacques Lacan 2001, w setną rocznicę jego urodzin, nie może tego nie uwzględniać.
Lech Witkowski
Uniwersytet Jagielloński
PSYCHOANALIZA LACANA A HUMANISTYKA WSPÓŁCZESNA
W ostatnich latach dojrzewa stopniowo – choć zbyt wolno – przesilenie recepcyjne w zakresie obecności psychoanalizy w dyskursach humanistycznych w Polsce. Nowe wydania pism Freuda, nowe jego odczytania i zastosowania, pojawienie się czasopisma psychoanalitycznego w Białymstoku, włączanie akcentów z psychoanalizy do publikacji filozoficznych, czy literaturoznawczych (P. Dybel, Cz. Dziekanowski), rekonstrukcje wybranych koncepcji (Eriksona, Fromma), artykuły, a nawet prace doktorskie (A. Doda, H. Stępniewska-Gębik), pierwsze próby ogarnięcia stanowisk wobec kategorii „nieświadomości” na konferencji IFiS PAN – wszystko to powoli zmienia typowe skojarzenia związane z wielopostaciowym dorobkiem psychoanalizy. Dotyczy to także obecności Lacana. Tym zmianom, zwłaszcza w zakresie obecności Lacana w polskiej humanistyce, należy teraz nadać nowe impulsy. Polska humanistyka i nasze rodzime środowisko lacanistyczne wydają się tu bardzo opóźnione. W szczególności, nie sprzyjają wystarczająco promocji tej myśli próbki wąskich (klinicznych) aplikacji oraz lokalnego cyzelowania kategorii wyrwanych z szerszego kontekstu teoretycznego. Brak jest pomostów z obszaru humanistyki do samego Lacana.
Niezbędne jest przełamanie barier translatorskich i publikowania przekładów tekstów samego Lacana. Opóźnienia tu, w Polsce, są rażące i ułatwiające nie tylko lekceważenie tego istotnego fragmentu myśli psychoanalitycznej i trywialne jej krytyki, ze szkodą nie tylko dla niej samej, ale i dla humanistyki jako całości, ale niesie to słabości odniesień pozytywnych; słabości te obciążają rzeczników myśli Lacanowskiej. Lacan musi mówić własnym głosem, gdyż inaczej będziemy mieli nadal łatwość publikowania zbyt często tekstów go jedynie powierzchownie i fragmentarycznie streszczających, powtarzających, rezonerskich, bez niezbędnego wysiłku interpretacyjno-krytycznego. Duża część literatury „lacanistycznej” w Polsce niestety nie spełnia wymagań poważnej refleksji humanistycznej, pogłębia chaos i synkretyzm narracyjny, dowolnie skleja powierzchownie ujawniany język, tezami wyrywanymi ze struktury myśli, nieodpowiedzialnie epatując żargonem, wymachuje matemami, dowolnie przeskakując między innym i Innym, mami małym „a” czy pozorem zrozumiałości np. kastracji, etc., nie stopniując złożoności, powielając miejscami manieryzmy samego Lacana (przykład z zaproszenia na konferencję: mowa o „nauczaniu” Lacana). Mówiąc o „stadium lustra” zwykle nie rozważa się paradoksalności samego „stadium, którego w ścisłym sensie rozwojowym nie ma. Brak jest zwłaszcza prób ogarnięcia całości seminariów. Zresztą przykład seminarium „etycznego” pokazuje jak bardzo Lacan stara się być pedagogicznie (!) uporządkowany, odsyła do lektur, ważnych dla niego, jako warunku zrozumienia jego intencji, stopniuje trudności. Zbyt często rzekome wprowadzenie do Lacana wykonuje rozpaczliwy, choć często uzurpatorski skok w przepastną czeluść jego dyskursu, irytujący i jałowy już od samego początku.
Lacan nie jest żadną miarą (!) „lacanistą”, ale poważnym humanistą, głęboko obeznanym z częścią filozofii współczesnej (Hegel, Heidegger, Kojeve, dla przykładu). Tymczasem w tekstach „lacanistycznych” zbyt mało widać wysiłku stanięcia na wysokości tego progu humanistycznego, jaki ustanawia sam Lacan. Do lektur Lacana trzeba zapewne umieć się przygotowywać sięganiem poza niego samego, czego w niektórych tekstach o nim i jego „nauczaniu” nie widać. To jest tym ważniejsze, że niektóre idee Lacana są zrozumiałe, o ile widzi się je nie jako lacanistyczne (zakładające całość jego dyskursu), ale humanistyczne i reprezentatywne znacznie szerzej i poza żargonem wewnętrznym (przykład: pragnienie Innego ma genezę w „fenomenologii ducha” Hegla, liczne motywy z Heideggera, rozziew między R, I i S to idea obecna np. u Paula Valéry, a u nas u Janion czy Gombrowicza) (…).
Tadeusz Zgółka
JACQUES LACAN OCZAMI LINGWISTY
Postać Jacques’a Lacana jest znana sporej liczbie językoznawców za sprawą skrzydlatych słów wypowiedzianych przez niego, a stanowiących aforyzm w gruncie rzeczy strukturalistyczny: Język nami mówi. Aforyzm ten znakomicie charakteryzuje pewien pogląd, zgodnie z którym język jest narzędziem ubezwłasnowolnienia i pewnego uprzedmiotowienia użytkowników języka. Oto swoista złota klatka języka, w której użytkownik jest zamknięty i osaczony słowami, które nie są jego własnością, a także – co bodaj najistotniejsze -– zaledwie przeczuwanymi obrazami i światami ukrytymi pod językową warstwą na zasadzie nieświadomości.
Tu jednak kończy się właściwie ta wspólna wiedza językoznawców i lacanistów. Właściwie kończy się w miejscu najmniej interesującym, bo w gruncie rzeczy zbanalizowanym, co stanowi wręcz regułę w przypadku słów skrzydlatych. Gdzie zatem można by poszukiwać kontynuacji owej wspólnoty myślowej. Po stronie lacanistów niewątpliwie fascynujący będzie problem języka jako środka psychoanalitycznego (celowo nie używam terminu narzędzie). To jednak nie moje lingwistyczne oczy mogą dostrzec istotę i wartość tego obszaru wspólnego. Proponuję więc inny – leksykologiczny.
Wszyscy, którzy zetknęli się z problematyką leksykologii i leksykografii empirycznej znają rozróżnienie słownictwa czynnego i biernego. Z grubsza rzecz ujmując – czynne, to to, które pojawia się w moim uczestnictwie w dyskursie. Bierne, to to, które akceptuję jako uczestnik dyskursu. Ale tym razem pojawia się ono w wypowiedziach Innego, nie moich. Bywam zaskoczony tym, jak wiele słów rozumiem (zakładam, że w miarę trafnie, może nawet zgodnie z intencjami Innego), mimo, że sam ich nie umieszczam w moich wypowiedziach. Zaczynam być gdzieś na granicy nieświadomości transformowanej w trakcie dyskursu.
A jest przecież jeszcze cały obszar dyskursu, w którym uczestniczy Wielki Inny -– ten, który posługuje się całym słownictwem np. polszczyzny. Jak wielkim liczbowo -– tego pewnie łatwo nie docieczemy. Na pewno liczby określające ten obszar nieświadomości leksykalnej będą wykraczały sporo poza granicę stu tysięcy słów. Dlatego mówię o Wielkim Innym, a nie po prostu o Innym.
Wracam do złotej klatki językowej zbudowanej ze słów, których jestem świadom (to mój zasób czynny, zaledwie kilkutysięczny), kilkudziesięciu tysięcy słów używanych przez Innego (ale percypowanych przeze mnie bez trudu na zasadzie słownictwa biernego odszukiwanego w nieświadomości) i słownictwa potencjalnego, używanego przez Wielkiego Innego, otwierającego pejzaż nieświadomości zawierającej setki tysięcy słów mojego języka, znanego mi przecież doskonale, bo ojczystego.